piątek, 16 marca 2012

Rozdział 2

Hmm, rozdział 1 mógł rozczarować kilka osób, chociaż mam nadzieję, że nie.
W każdym razie taki zamysł był od początku. Więc... całe opowiadanie będzie się kręcić wokół właśnie tego wątku i mam nadzieję, że przynajmniej kilka osób wytrzyma ze mną do końca.

Rozdział z pozdrowieniami dla @Drummer_Girl_ która zawsze ma jakąś ciekawą ripostę gdy takowej potrzebuję. <3

------------------------------------------------------------------------------------------------


24 TYDZIEŃ CIĄŻY


Przeglądnęłam się po raz kolejny tego dnia w lustrze, podziwiając swój brzuch. W ostatnim czasie powiększył się gwałtownie, a ja miałam coraz większy problem z dobraniem ciuchów tak, aby nie było za bardzo widać rosnącej kulki. Przyrost wagi mojego ciała od początku ciąży wynosił ponad 4, 5 kg, a moje piersi robiły się z dnia na dzień coraz większe. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Co z tego, że tyję. Najważniejsze, że z dzieckiem wszystko okey- mruknęłam pod nosem.
Zachłysnęłam się powietrzem, czując kopnięcie. To było takie... dziwne. Czuć jak maleńkie stworzenie ma czkawkę, czy "boksuje" mnie od środka. I pomimo tego, że jego ojciec nie wiedział nawet o istnieniu tego małego cudu, wiedziałam, że nigdy nie pozwoliłabym aby mi ten cud odebrano.
Ubrałam spodnie i bluzę, jednak i tak mój brzuch widocznie odstawał. Skrzywiłam się lekko.
-Trudno. Niech wiedzą.- usłyszałam od progu głos mamy.
- Nie zależy mi na tym, żeby nie wiedzieli. Po prostu.. nie chcę, żeby te wszystkie baby zaczęły gadać.
- Nie przejmuj się nimi. Wiesz, że my cię kochamy. Ja, tata, Franci. Jesteś dla nas całym światem, skarbie. Popełniłaś kilka błędów, ale to wcale nie znaczy że przez to cię mniej kochamy.
- Wiem, mamo. Wiesz, czasem żałuję tego wszystkiego. Noo wiesz, że w ogóle poszłam na tą głupią imprezę. Ale kiedy pomyślę, jaki cud rozwija mi się tam, w środku- wskazałam ręką na swój brzuch.- To przestaję żałować. Pomimo tego, że mam niecałe 17 lat, pomimo tego, że miałam całe życie przed sobą... Ja po prostu już kocham to dziecko.
- Wiem, skarbie, rozumiem.- posłała mi pocieszający uśmiech.
Wyszłam z domu, zabierając po drodze tylko pomadkę do ust, po czym skierowałam się w stronę najbliższego koktajl-baru gdzie miała czekać na mnie Camille. Gdy doszłam na miejsce, zajęłam stolik w rogu, czekając na przyjaciółkę.
- Przepraszam za spóźnienie, Lyn- Tak, znajomi nazywali mnie różnie. Czasem byłam Lori, czasem Loretta, czasem Lyn. W zależności od indywidualnej zachcianki w danym momencie.- Miałam mały... kłopot- posłała mi słaby uśmiech, a chwilę później pochyliła do przodu, abyśmy mogły pocałować się w policzek, co było już naszą tradycją.
- Chodź, nie mam tu na nic ochoty.- powiedziałam- chodźmy do jakiegoś fast food'u.
- Jak chcesz.- wyszłyśmy na pole, rozmawiając o wszystkim co możliwe. 
Zatrzymałam się gwałtownie widząc znajomą twarz zaledwie kilka metrów dalej.
- Schowaj mnie!- krzyknęłam bezgłośnie do Cam.
- Co się stało?- dziewczyna rozglądała się na wszystkie strony, nie wiedząc co się dzieje.
- Ojciec dziecka na horyzoncie. Nie mam ochoty się z nim spotkać.
Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie widząc Biebera idącego beztrosko za rękę z Seleną. Obok nich szedł Christian, próbujący patrzeć wszędzie tylko nie w moją stronę.
- Nie mówiłaś, że Chris jest ojcem dziecka- powiedziała z wyrzutem przyjaciółka.
- Bo nie jest. Justin jest.- gwałtownie obróciła się w moją stronę. Widziałam jak posyła mi pytający wzrok, a kiedy wreszcie dotarło do niej co powiedziałam, jej źrenice powiększyły się ze zdumienia.
- Loretto, czy ty właśnie mówisz mi, że Justin Bieber, ta gwiazda, idol miliarda dziewczyn na świecie zapłodnił Cię swoimi plemnikami i teraz spodziewasz się jego dziecka?
- Ciiiiiiii!- uciszyłam ją.- Tsaaaa, tak jakby. Tyle, że, jak już mówiłam, on nic nie wie. I tak powinno zostać.- spuściłam wzrok na dół, próbując unikać wzroku bruneta.
- Już sobie wyobrażam mini Biebera latającego po ogródku, Lyn! Awwww ale będziesz mieć słodziaka!- Napaliła się Cam.
- Czemu zakładasz ze to dziecko to będzie on a nie ona? Może to będzie mini ja?- zapytałam cichu, podczas gdy ręce owinęłam wokół swojego brzucha, tak jakby mogły go zakryć. Wiedziałam jednak, że nic z tego, a w tamtym momencie żałowałam, że nie ubrałam szerokiej koszulki, tak jak miałam zamiar na początku.
- Uuuu co ja tu widzę- powiedział Bieber, przechodząc obok.- coś Ci urosło- wybuchnął śmiechem posyłając znaczący wzrok w stronę mojej wypukłości- Widzę, że na prawdę lubisz imprezować. Chyba poniósł cię melanż. Ciekawe tylko z kim.
Krew buzowała w moich żyłach. Spuściłam wzrok, czując jak na moje policzki wypływa rumieniec. Selena z wywyższającym się uśmiechem zerkała na mnie, stojąc obok swojego chłopaka.
- Przekaż pozdrowienia dla szczęśliwego tatusia.- powiedział Bieber, a ja nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i splunęłam w jego stronę, wypowiadając słowa z największym jadem na jaki mnie było stać.
-To w takim razie pozdrowienia dla ciebie, szczęśliwy tatusiu.- widziałam, jak go zamurowało, jednak nie czekałam na reakcje. Odeszłam jak najszybciej, a za sobą słyszałam tylko wołanie Camille. Nie oglądałam się. Chciałam jak najszybciej wbiec do pokoju, do mojego azylu. Chciałam położyć się na łóżku i wypłakać w poduszkę. Całkowicie przeszła mi ochota na jakiekolwiek jedzenie czy picie. Chciałam jedynie włożyć słuchawki do uszu i mieć wyjebane na cały ten pojebany świat.

-------------------------------------------------------------------------------------

Troszkę inne niż miało być, ale w sumie nawet jestem zadowolona. Mam nadzieję, że wy też <3

xoxo Mrs. Berdy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz