wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdzial 4

-Czego chcesz?- zapytałam ostro, kiedy weszliśmy do salonu.
Widziałam jego zmieszane spojrzenie, błagające o litość. Nie miałam wtedy jednak najmniejszej ochoty na okazywanie jakiejkolwiek sympatii wobec niego.
Litość! Pogrzało go?! To ja chodzę z brzuchem, nie on!
- Pogadać.- powtórzył.
- Teraz?! O czym?! Nie mamy już o czym rozmawiać! Nic nas przecież nie łączy!
- A jednak, coś nas łączy.- szepnął. Niczym nie przypominał chłopaka sprzed paru dni. Nie był taki pewny siebie, arogancki, nie zachowywał się jak rozpuszczona gwiazdka.
Wzięłam głęboki wdech, aby zapanować nad emocjami. 
- Słuchaj, jeżeli o to chodzi, to ja... nie chce od ciebie niczego. W ogóle nie jesteś mi potrzebny, poradzę sobie sama.
Widziałam, jak odetchnął z ulgą. Po chwili jednak podniósł wzrok znad podłogi i rzucił mi zaniepokojone spojrzenie.
- Lyn... Nie chcę, żeby ludzie wiedzieli... Przecież jestem wzorem dla milionów ludzi. Ja... pomogę Ci... finansowo,  jeżeli jest taka potrzeba, bo zapewne tylko tak się mogę przydać, tylko proszę nie rozgłaszaj tego. Błagam Cię.
Zaśmiałam się w duchu. Taak, Justin Bieber, błagający mnie o dyskrecję. Śmieszne.
- Nie miałam zamiaru nic nikomu mówić... Tylko Camille wie kto jest ojcem.
Widziałam jak otwiera usta, aby dać upływ swoim emocjom po tych słowach, więc szybko dodałam, iż moja najlepsza przyjaciółka obiecała nic nikomu nie wygadać.
- Ufam jej. Ona wie wszystko o mnie, ja o niej. Poza nią nikt, nawet moja mama nie wie.  Tata próbował to ze mnie wyciągnąć, ale się mu nie udało. Hip hip hura, dla ciebie- wydusiłam na jednym wdechu z irytacją.
W tym momencie zobaczyłam, jak oczy chłopaka rozszerzają się, jakby zobaczył ducha. Kierował wzrok w stronę schodów, nie wiedziałam jednak co tam zobaczył, dopóki nie usłyszałam za plecami głosu taty.
- Hmm, wygląda na to, że już wiemy kto zapłodnił naszą córkę.
"Fuck!" krzyknęłam w myślach.
- No to mamy przejebane- dodałam pod nosem, tak aby tylko Justin mógł usłyszeć.
--------------------------------------------------------------------------------------


- Jak mogliście się zachować tak nieodpowiedzialnie?- krzyknął po raz setny tata, odkąd siedliśmy wszyscy razem w salonie, aby "objaśnić" sobie kilka spraw.
- Tatooo, ja już przeszłam przez tą rozmowę z tobą. Mogę iść na górę?? Proooszę.
- Będziesz tu siedzieć, dopóki nie powiem, że możesz iść. Owszem przeszłaś, ale on nie. Teraz oboje posłuchacie.- gdyby wzrok mógł zabijać, Bieber już dawno leżałby nieżywy na podłodze.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To chyba Pattie- szepnęłam.
Po tym, jak Justin sam się wkopał w ojcostwo przy moich rodzicach podsłuchujących ze swojego pokoju na piętrze, został poproszony o zadzwonienie do swojej mamy z prośbą o wizytę w naszym domu. Podeszłam do drzwi, przestraszona jak nigdy dotąd. Ona jeszcze nie wiedziała. Prawdopodobnie podejrzewała, że dopiero nas złapali, albo, być może, że piliśmy jakiś alkohol. W sumie nie wiem co myślała. Jednak na pewno nie o tym, że za około 4 miesiące będzie babcią.
- Poczekaj, ja otworzę.- zaprotestowała mama.- Idź, zrób herbatę.
- Okej.
Skierowałam się do kuchni. Słyszałam, jak z korytarza dobiegają głosy. Słyszałam, jak mama wita mamę Justina. Słyszałam, jak zaprasza ją do salonu.
Robiłam herbatę, cały czas podsłuchując.
Nie wspomnieli jej o ciąży ani słówkiem.
Kiedy w końcu napój był gotowy, położyłam na tacce szklanki z ciepłą herbatą, cukier w cukierniczce i cytrynę na talerzyku. Wzięłam wszystko i skierowałam się do salonu.


Z początku Pattie nie zauważyła brzucha, który był skrywany pod szerokim podkoszulkiem i przykryty od góry tacką. Kiedy jednak podeszłam bliżej, zorientowała się o co cała afera.
- Justin!- krzyknęła.
- Co?- odpowiedział zdenerwowany chłopak. Kątem oka zauważyłam jak podkulił nogi na fotelu w którym siedział.
- Jeszcze pytasz?! - Pattie wyglądała na zdenerwowaną.
Wzięłam głęboki oddech, mając skrytą nadzieję iż na moich policzkach nie ukarze się rumieniec. Zgięłam się nad stolikiem, aby położyć na nim tacę, a podnosząc się zerknęłam na lustro po drugiej stronie pokoju.
Nic z tego. Wielki, czerwony rumieniec oblewał całe moje policzki.
- Więc o to chodzi, tak? Mój syn będzie ojcem?- kontynuowała kobieta, posyłając mi pytające spojrzenie w którym ukryta była niema prośba, aby to o co nas podejrzewała, nie okazało się prawdą.
- Nooo tak. W pewnym sensie- powiedziałam niepewnie.
- W pewnym sensie? Albo nim będzie...jest... albo nie. 
- Jest.- powiedziałam już bardziej pewnie.
- Który miesiąc?
- 25 tydzień.-wyrwał się Justin.
Zdziwiłam się, że pamiętał. Nie mówiłam mu przecież, więc sam musiał obliczyć. 
- Przynajmniej powinien to być 25 tydzień, jeżeli to moje dziecko.- dodał kąśliwie.- Wtedy była ta przeklęta impreza.
- Tak, to 25 tydzień. Twierdzisz, że wrobiłabym Cię w taką poważną sprawę?
- Cudownie. Będę ojcem do cholery! Właściwie już nim jestem! A moja kariera?! Fani?!
- Myślisz, że tylko ty masz życie zmarnowane?! A co ja mam powiedzieć?! Noszę twoje dziecko, tylko dlatego, że nawet gumki założyć nie umiesz! To ja musiałam się męczyć z objawami, to ja będę musiała znosić ból na porodówce! To ja będę wstawać do dziecka po nocach, ja będę musiała je leczyć kiedy będzie chore, ja będę przytulać, kiedy coś je zasmuci! I to ja do końca życia będę mieć opinię dziwki! To wszystko ja, nie ty!-  Moja ręka odruchowo powędrowała w stronę brzucha, aby uchronić dziecko przed wszelkim złem dookoła.
- Trzeba było mnie nie prowokować!
- Nie prowokowałam!! Tylko Cię pocałowałam, resztę sam odwaliłeś!
Rodzice z zainteresowaniem obserwowali naszą kłótnię z nadzieją, że dowiedzą się czegoś więcej.
- I nie narzekałaś!- chwila ciszy boleśnie obiła mi się o uszy. Po zastanowieniu Justin dodał:- Tak w ogóle, to jaką mamy pewność, że to moje dziecko?
Wtedy podskoczyło mi ciśnienie. Czy on oskarża mnie o próbę zwalenia na niego rodzicielstwa? Twierdzi, że wpadłam z kimś innym i próbuję go wrobić?!
Moja ręka sama, instynktownie skierowała się ku jego twarzy.
- Jeśli chcesz to zrób test.- jad wylewał się z moich ust, a łzy próbowały przedostać się na twarz.- Byłam dziewicą, kiedy mnie przeleciałeś! I nigdy więcej tego nie robiłam, więc nikt inny nie może być ojcem. 
Cisza. Nikt w pokoju nie odważył się odezwać. Miałam wrażenie, że wszyscy zastygli w bezruchu czekając na dalszy ciąg akcji.
- Szczęśliwy?- szepnęłam - w końcu to powiedziałam.
Miałam ochotę wrócić do swojego pokoju, jednak nie było mi to dane, ponieważ do akcji wkroczyli nasi rodzice.
- Koniec! W tej chwili przestańcie! Co było, tego nie cofniecie! Teraz trzeba myśleć o przyszłości. Zadbać, aby dziecku niczego nie brakowało.- Pattie nie kryła swej złości.
Nie dziwiłam się jej. Sama młodo zaszła w ciążę, ale nie poddała się.
I sama też nie miałam zamiaru się poddać.
Poradzę sobie.
Z nim, czy bez niego.
  
------------------------------------------------------------------------------

Co myślicie?
Mnie się podoba!
Emm, jakoś mnie tak wena złapała po wczorajszym kinie, więc nie mogłam tego przegapić.
Tak właśnie powstał ten rozdział <3

xoxo, Mrs. Berdy <3

5 komentarzy:

  1. Mi tez sie podoba . ; ))
    Ogolnie cale to opowiadanie jest fajne. <3

    @Swaggie_Jull

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie! Pisz dalej, jestem strasznie ciekawa, co się stanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział!
    Naprawdę świetnie piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super...
    Jestem ciekawa co będzie dalej ;D
    Pisz dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super... !!! <3
    z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy !!!!!

    OdpowiedzUsuń